Czy jak zakończę zimę na blogu, to ta prawdziwa też już sobie pójdzie? Czy czekanie do marca, marzanny i te sprawy mają jednak sens i na nic zda się wyrywanie niczym Denis Urubko z bazy pod K2? Kiedy nikt już nie pamięta bólu brzucha po wigilii, ja wjeżdżam ze świątecznymi zdjęciami. Tym samym zamykam już całoroczny przekrój 2017, możecie zamawiać roczną prenumeratę, jeśli ominęły was poprzednie wydania (albo klikajcie tutaj).
Nie była to zima stulecia ani pod względem przepowiedni meteorologicznych, ani jakichś nadzwyczajnych aktywności, o których mogłabym się rozpisywać. Jestem prostym człowiekiem- zimno mi, to opatulam się kocem, jestem głodna, to jem, a jak wracam z pracy i jest ciemno, to idę spać i nie wstaję, aż… zadzwoni budzik. Pomimo tych wszystkich przeciwności losu udało mi się nawet wybrać na trzy wycieczki: Wiedeń, Praga i Berlin, czyli europejskie trio, do którego zawsze jest za daleko (14h autobusem z Warszawy- przyp.red.).
JAK ZAWSZE były bez śniegu, JAK ZAWSZE jedzenia było za dużo, JAK ZAWSZE święta, święta i po świętach. Chciałabym być czasem znowu malutką dziewczynką, która dostaje niespodzianki i są one trafione, ale w sumie to cieszę się, kiedy na początku grudnia dostaję sms-y o treści “co chcesz pod choinkę?”. Lepsza trafiona książka, niż nietrafiona. Przed zawałem uratował mnie jedynie fakt, że zdążyłam przeczytać rozdział Masłowskiej o Kuchennych Rewolucjach, zanim na zawsze zostawiłam ją w pociągu. Spieszmy się czytać książki, tak łatwo jest je zgubić.
Mieszkanie nad Morzem Północnym ma swój urok i miałam okazję się o tym kolejny raz przekonać po powrocie z Kuby. Poza przesiadką w Meksyku, załapaliśmy się jeszcze na dzień w Amsterdamie, a właściwie 20 km dalej na północ w Zandvoort aan Zee. Mieszkałam tam w 2014 i 2015 roku i za nic w świecie nie chciałabym dłużej. Jeden dzień zdecydowanie wystarczył.
(Wiem, że nie widać, ale tam jest właśnie morze)
I mówię tak, pomimo tego, że zima w Warszawie do najładniejszych nie należy!
Jest marzec, a ja do końca grudnia miałam opublikować portfolio. Robię wiele ładnych stron interetowych. Tak się składa, że akurat nie sobie. Chcę wyrwać się z korporacji i zostać światowej sławy fotografem freelancerem, ale nie mam czasu na selekcję zdjęć. Ale jak już odpalę to portfolio, to będzie w nim na przykład tak:
Zimą nie liczę kalorii i polecam taki sposób życia.
Berlin jest idealnym miejscem na weekendowe wypady o każdej porze roku! <3
Lumpeksy i targi staroci w Berlinie to zupełnie inny poziom. Euro tak drogie, a złotówek tak mało, ale przywiozłam co nie co i dzięki temu moja berlińska stylówka była już w 100% z odzysku. Nie wiem ile w sumie wydałam na to, co mam tutaj na sobie, ale nie jest to więcej niż 60 euro. Są metki, jest porządny jeans, a nawet kaszmir.
Podczas kiedy prawie cała ziemska populacja śmieje się z Tommy’ego Wisseau, ja jestem jego wielką fanką. Do tego stopnia, że na premierę “The disaster artist” przyszłam przebrana za Tommy’ego.