Wiem, że nie każdemu z was podobały się miasta nad Morzem Czarnym, szczególnie zimą nie wygląda to zbyt zachęcająco. Z komentarzy dowiedziałam się, że latem wcale nie jest lepiej. Dajcie jednak Bułgarii drugą szansę i zobaczcie co oferuje Płowdiw oraz czy Sofia na weekend to dobry pomysł.
Płowdiw dla wymagających.
Jeśli na pytanie „Które miasto jest najstarsze w Europie?” odpowiadacie Rzym lub Ateny, oznacza to, że w końcu znaleźliście się w odpowiednim miejscu. Odpowiedź jest bowiem błędna, a pewnie wielu z was zaskoczy fakt, że to właśnie Płowdiw, mało znane miasto w Bułgarii, jest najstarsze na naszym kontynencie. Słyszeliście za to pewnie, że Rzym powstał w miejscu otoczonym siedmioma wzgórzami. A wiecie, że Płowdiw też? Jak na razie 1: 1, łeb w łeb.
Jeśli jesteście mną i znajdziecie się w tym rejonie zimą, niestety musicie liczyć się z tym, że to co najciekawsze, znajdzie się pod pokaźną warstwą śniegu. A dla mnie najlepszym widokiem był amfiteatr z czasów Rzymskich oraz to, w jaki sposób współgrał z nowoczesnością. Zimą jest oczywiście zamknięty, ale latem odbywają się tam spektakle, a także zajęcia zumby. Ciekawe co powiedzieliby na to Rzymianie?
Wzgórze na którym zbudowano teatr jest równie ciekawe, znajdują się tam skanseny i domy różnych bułgarskich poetów.
W samym sercu miasta znajdziecie również pozostałości po Rzymianach i ich stadionie. Fragment rzymskiej wspaniałości prezentuje i aprobuje rodowity Włoch:
Poza wymienionymi, z Rzymskich pozostałości możecie też zobaczyć Odeon, Forum i fragment akweduktu (który pięknie prezentuje się z pociągu w kierunku Sofii).
Spędziliśmy tam tylko jeden dzień, co zimą jest z pewnością wystarczające, jednak latem dałabym sobie więcej czasu na poznanie miasta. To drugie, po Sofii, największe miasto w Bułgarii (dla porównania- większe od Gdyni), gdzie do dziś mieszają się różne wpływy i kultury. W samym centrum znajdziecie kościół katolicki, grecki, synagogę i meczet, a mieszkańcy to poza Bułgarami także Turcy i spora grupa Cyganów (gdzie osobiście czuję się jak ryba w wodzie). Przez miasto przepływa rzeka Marica, która biegnie na południe tworząc naturalną granicę między Grecją a Turcją i kończy swój bieg w Morzu Egejskim.
Sofia na weekend
Sofia pewnie (jak i cała Bułgaria) nie należy do oczywistych wyborów na weekendowe urlopy, a jest to fajnie rozwijające się miasto. W pewnych momentach przypominało mi Warszawę- ulice do złudzenia przypominają Marszałkowską, znaki informują o pałacu kultury i mają nawet swoje Koszyki! Być może ominęło nas otwarcie Burakowskiej 14, ale jak widać nie byliśmy gorsi:
To jeszcze Warszawa czy juz Sofia?
Temperatura w Sofii dała nam popalić, spadła do -9 (po słonecznym Płowdiwie i 3 dniach nad morzem powróciliśmy do zestawu kalesony + 2 podkoszulki).
Tak jak wojowałam wiedzą historyczną na temat Płowdiwu i miałam parcie na to, aby zobaczyć jak najwięcej, w Sofii wolałam po prostu połazić po mieście, poobserwować ludzi i posiedzieć w wegańskiej knajpie w szkole jogi.
Sofijskie metro zasługuje na dwie uwagi- z jednej strony to absurdalne miejsce, bo nawet mając bilet dobowy, przed każdym przejściem przez bramki pani w okienku musi wam go zeskanować. Druga sprawa jest taka, że można mówić o Bułgarach wiele, ale do metra wchodzą jak cywilizowani ludzie. Grupa wysiada, idzie prawą stroną i mija się z grupą, która CZEKA aż wysiądą wszyscy, po czym prawą stroną wchodzi. Kierowca również czeka i nikt nikogo nie popycha.