It’s summertime and the living is easy…
Przynajmniej w teorii, w końcu nadal mamy kalendarzowe lato i pomimo tego, że coraz częściej zdarza mi się wychodzić z domu w kurtce, a marzenie o opalonych nogach zeszło na bardzo daleki plan moich letnich priorytetów, żyje mi się lekko. Długie dnie i wstawanie o coraz to wcześniejszej godzinie nie jest już tak bolesne, a 4h TLK bez miejscówek jest do wytrzymania, kiedy wiem, że w zamian wiozę torby z darami ziemi, wprost na swoje warszawskie (szwedzkie) talerze.
it’s the time of the season for ogórki
Chociaż w tym roku mama mówi, że była susza i wielkich zbiorów nie będzie. Wystarczy ich jednak na tyle, aby codziennie jeść na śniadanie i kolację małosolne, z masłem i świeżym chlebem (forma na lato u mnie nie obowiązuje). Powoli zbliżam się już do stanu, w którym nie będę mogła na nie patrzeć, ale jest to w największym porządku i tak jak w przyrodzie wszystko ma swoje miejsce, bo na talerze wskoczą wtedy pomidory.
Wsi pogodna, wsi wesoła
Ilość rozrywek, szczególnie latem, jakich można doświadczyć na wsi, wcale nie obiega od tych miejskich. Festiwale? Osobiście zawsze wybiorę festyny. Mistrzostwa świata? A w zawodach strażackich biegałeś? Sesje zdjęciowe w rzepaku? No problem, chodźmy za dom. A kiedy planujesz sekretne urodziny mamy, to również trafiłeś idealnie.
A poza tym nawet na wsi można się poczuć jakby… luksusowo…