Kiedy warszawska Praga już Ci nie wystarcza, a u Polskiego Busa trwa aktualnie promocja życia, nie zastanawiaj się. Nawet podczas 14h męki jazdy i płaskiego od siedzenia tyłka. Cel przyświęca środkom. Czy jakoś tak.
Praga jawi mi się jako miasto idealne, bo jej wielkość jest w sam raz, łatwo się wszędzie dostać, stację metra są piękne i uwielbiam ich vibe z lat 60tych, a schody, które do nich prowadzą są ponoć najdłuższe w Europie. Czasem ulice przypominały Nowy Jork, Warszawę, czy Berlin.
Bede go zjad kapitalny– taki w rzeczywistości mógłby być tytuł tej opowiastki. Praga bowiem była także PYSZNA!
Cafe Moment– posmakowało i przypasowało nam klimatycznie, wobec czego wracałyśmy tam i w kolejnych dniach.
Plevel– okazało się, że zupa pomidorowa może urwać wiadomą część ciała. Fajna lokalizacja, która miejscami przypominała mi Saską Kępę i Starą Ochotę, a to praski Zizkov. W 100% wegańskie miejsce z domowym ciastem i zimnym pilznerem.
Letka– tak instagramowe wnętrze, że nie przeszkadzały nam nawet drogie kanapki. Uwielbiam miejsca, w których ład łączy się z nieładem, a kryształowe żyrandole z obdrapanymi ścianami.
spacer po Karlinie- w sumie nie miałyśmy żadnego ważnego powodu, aby tam jechać poza tym, że Luiza bardzo chciała zobaczyć miejsce, w którym kiedyś miała być na koncercie.
Ebel– stąd akurat nie mam zdjęć, więc musicie uwierzyć na słowo, że kawiarnia była przyjemna, a kawa dobra.