W pewnym momencie czujesz, że warszawska Praga już ci nie wystarcza, i nawet jeśli zaklinałeś się na śmierć i życie, że w polskiego busa nie wsiądziesz, bo swój honor masz, odszczekujesz to tak szybko jak szybko wydaje się pożyczone pieniądze, i pomimo płaskiej dupy od 14h siedzenia, jedziesz. Chcesz się zabić, chcesz aby jednak to twój autobus wpadł do rowu i dzięki niezapiętym pasom (a kierowca przypominał) skrócił twoją mękę. Tak musi wyglądać powolne umieranie w 21 wieku- wifi nie działa, z kibla dochodzą wiadome zapachy i chodź pękają ci nerki z bólu, nic w świecie nie zmusi cię do wysikania się w tym miejscu. Mało? Dookoła jest jakieś 50 osób, z czego może 1/4 regularnie myje zęby. Ktoś wyciąga kanapkę z cebulą. Kurtyna.
Tym dramatycznym wstępem chciałam jednak powiedzieć, że w czeskiej Pradze bardzo mi się podobało. Podobało mi się już za pierwszym razem, w 2009 lub 2010 roku, kiedy z całej wycieczki pamiętam jedynie szkolną najebke i oczywiste zabranie nam butelek przez nauczycieli, oraz grupę Włochów, spośród których jeden na tyle zamieszał mi w głowie, że wiedziałam już, że z ziemi włoskiej do Polski przyjdzie mi znaleźć męża. Wyobrażacie sobie jak muszą brzmieć Czesi, którzy się kłócą? Albo na siebie krzyczą? Shut up and bring me my popcorn. Kuszące, nie powiem.
Absolutnie nie mam czego się przyczepić, nawet gdybym bardzo chciała. Mówisz, że tłumy turystów i latem życie w mieście musi być nie do wytrzymania? Ale czy naprawdę dzień w dzień jesteś na Hradczanach? Oczywiście gówno wiem, więc się wypowiem- spędziłam tam zaledwie dwa dni, ale tak samo jest z warszawska starówka- po prostu tam nie chodzisz. Praga jawi mi się jako miasto idealne, bo jej wielkość jest w sam raz, łatwo się wszędzie dostać, stację metra są piękne i uwielbiam ich vibe z lat 60tych, a schody, które do nich prowadzą są super szybkie, a nawet najdłuższe w Europie! Nie będzie nikt pluł Czechom w twarz- morza nie mają, to dokopią się do piekła. Wydaje mi się również, że życie może być tańsze niż w Warszawie, a z pewnością nie jest tu gorzej pod względem wegańskich opcji. Czasem ulice przypominały Nowy Jork, Warszawę, czy Berlin. Mieszkasz w takiej Pradze i nie musisz nigdzie już jeździć. Ciekawe co na ten pomysł powiedziałby pan Kundera…
Bede go zjad kapitalny– taki w rzeczywistości mógłby być tytuł tej opowiastki. Co zjadłyśmy to nasze i nie przeszkodził nam w tym nawet host, który „pomyłkowo” zapomniał zostawić nam kluczy, po czym zniknął z horyzontu klatki schodowej i tyle go widziałyśmy. Niech nikt z was nie myśli, że życie blogerki podróżniczej jest usłane darmowymi wygodami i barterowymi atrakcjami! Zna ktoś bogatego sponsora? Mamy jeszcze w planach wiele wycieczek, chętnie więc przyjmiemy darowizny, datki i 1%. Czuję, że świat nie może się obejść bez moich relacji i pomimo absolutnie żadnej ilości wolnego czasu, siadam i piszę. A nie muszę. Rozumiecie już. To zasługuje na grant z ministerstwa turystyki co najmniej.
Co więc mogłabym polecić, jeśli z jakiegoś powodu ktoś chciałby to wiedzieć?
Cafe Moment– tak już mam, że w restauracji, do której wracam, wybieram zawsze to samo danie. Tak samo było z Cafe Moment- posmakowało i przypasowało nam klimatycznie, wracałyśmy tam i kolejnego dnia. Słodkie śniadania specjalnie dla czytelników mojego i swojego bloga testowała Luiza, mnie przyszło udawanie, że wcale nie jestem głodna (żartuje, nadrabiałam wafelkami). Bardzo podobało nam się na Żizkovie, chociaż jako typowe śmieszki powinnyśmy raczej zadomowić się na Śmichowie, hehe. Z pewnością przyjdzie na to czas.
Plevel– okazało się, że zupa pomidorowa może urwać wiadomą część ciała. Fajna lokalizacja, która miejscami przypominała mi Saską Kępę i Starą Ochotę, znowu Zizkov. W 100% wegańskie miejsce z domowym ciastem i zimnym pilznerem.
Letka– tak instagrmamowe wnętrze, że nie przeszkadzały nam drogie kanapki- w końcu tu powstało nowe profilowe Luizy. Uwielbiam miejsca, w których ład łączy się z nieładem, a kryształowe żyrandole z obdrapanymi ścianami (hmm to zupełnie tak jak w moim mieszkaniu- na zewnątrz mam nawet błysk, ale dla własnego bezpieczeństwa nie radzę otwierać szaf).
spacer po Karlinie- w sumie nie miałyśmy żadnego ważnego powodu, aby tam jechać poza tym, że Luiza bardzo chciała zobaczyć miejsce, w którym kiedyś miała być na koncercie. Aha, no okej, w ten sposób. Wyszło z tego całkiem niezłe niedzielne bujanie po spokojnej okolicy, która jest całkiem hipsterska.
darowanie sobie czekanie w kolejce do Złotej Uliczki- początkowo myślałyśmy, że kolejka stoi do punktu selfie (tego, na którym pozował sam Kim Dzong Un) i nawet dziarsko szłyśmy do góry, podsmiechujac się na prawo i lewo z kilometrowej ludzkiej serpentyny. Wierzycie w karmę, no nie? Bo jest jeszcze inny jej rodzaj, tzw instant karma, której doświadczyłyśmy na własnej skórze. Ta kolejka stała do bramek do wejścia na złotą uliczkę. Bramek-skanerów, takich jakie są na lotniskach. Gdybym była terrorystą z bombą w plecaku na pewno poszłabym ją zdetonować właśnie tam. Ok Google- czy Czesi to mądry naród?
Ebel– stąd akurat nie mam zdjęć, więc musicie uwierzyć na słowo, że kawiarnia była przyjemna, a kawa dobra (miałam założonego zooma i zwyczajnie nie chciało mi się zmieniać). Ta w centrum (bo ponoć jest jeszcze druga) jest maciupeńka, na dosłownie 2 stoliki, ale jak uda wam się trafić, to podładujecie i telefon.
Albert i inne wielkie supermarkety- no dobra, liczyłyśmy co prawda na więcej efektu ”wow” (Wiedeń nas po prostu rozpuścił), ale i tak nie było źle, bo (znowu podkreślę) Czechy nadrabiają wafelkami. W każdym kraju zawsze odwiedzam wszystkie sieci supermarketów (poza Kubą, z wiadomych powodów) i najczęściej właśnie stamtąd przywożę pamiątki- Sergio dostał kostki sojowe, a mama czekoladki z krecikiem. Nie ma się co oszukiwać, z jedzeniem: prezentem nie można źle trafić.
Ciekawa jestem waszej opinii o Pradze (Jola, poza Twoją) i jeśli macie coś do polecenia (mniej więcej w stylu tych powyższych- jedzenie, picie, ładne wnętrza, bez turystów) to dajcie znać. Jakie jest wasze zdanie na temat newsletterów? Pisać, nie pisać? Wysyłać, darować sobie? Czasami mam TAK WAŻNE rzeczy do przekazania, a wiem, że facebook nie wyświetla ich tam, gdzie powinien, i wtedy jest mi smutno :(:(
Yay or nay?