Kiedyś spiszę wszystkie atrakcje Corleone i będzie to najobszerniejszy i najprawdziwszy przewodnik po miasteczku, jaki widziała blogosfera, tymczasem zapraszam do Corleone od wewnątrz – do domu ciotki Rosetty, na ślub kuzyna Vincenzo, a poza tym na widoki z dziewięciowiecznej wieży i odrobinę mafijnej historii, której być może jeszcze nie słyszeliście. Corleone anno domini 2018, 2017 znajdziecie tu i tu, 2016 tu.
Na takim ślubie jeszcze nie byłam
Powiedzenie ”co kraj, to obyczaj” sprawdza się tutaj doskonale. To był mój pierwszy zagraniczny ślub i od razu tyle niespodzianek! Zacznijmy od dnia przed, bo okazuje się, że to bardzo ważna chwila w całym tym ślubnym ambarasie. Wieczór przed to czas, kiedy przyszły pan młody śpiewa pod oknem (lub balkonem)panny młodej… serenadę! Mało romantyczne zjawisko, za to mocno widowiskowe, bo zaproszeni są wszyscy weselni goście (w tym przypadku zaledwie 200 osób), do tego dochodzą sąsiedzi, przechodnie, turyści, gapie… Pan młody wjeżdża na pikupie, z głośników leci disco na neapolitańską nutę (śpiewana była ta piosenka), a goście klaszczą. Chwila grozy, panna młoda podchodzi do okna i teraz najważniejsze – jeśli nie otworzy lub wyleje na głowę narzeczonego kubeł zimnej wody, wesele odwołane. Tutaj się udało, panna zeszła na dół i wszyscy mogliśmy zacząć pić i jeść. Hura.
Na polskie śluby średnio wypada ubrać się na czarno, we Włoszech czarny nie jest kolorem żałobnym, a eleganckim. W kościele od początku panuje napięta atmosfera i oto dlaczego. Jest pięciu fotografów, wejście panny młodej do kościoła powielane kilka razy, podczas kiedy drugi fotograf podbiega do ludzi, krzycząc: ”uśmiech, panna młoda idzie”. Najzabawniejszy moment (oczywiście tylko dla mnie, nikt się nie śmiał) to ten, kiedy w pewnym momencie -Bogu/kościołowi, ofiaruję się chleb, wino i… koszyk makaronu. Różne kształty, kilka paczek. Po ślubie nie jedzie się prosto na wesele, bo para młoda ma teraz fotosesję. Goście zaproszeni są na późny wieczór na kolację.
Weselne garden party
Aperitivo na wejściu, bufet po przyjeździe pary młodej, w którym było wszystko: 3 daniowa kolacja i desery takie, na które Magda G nie miałaby prawa narzekać. Pierwszy i zarazem jedyny taniec do YMCA, co w sumie było fajną atrakcją, ale pomimo mocno zabawowego zespoliku, nikt z gości nie kwapił się do tańca. I wtedy wyświetlono film… ze ślubu. Ślubu, który odbył się kilka godzin wcześniej.
Dlaczego siedzimy w garażu?
Będąc u ciotki zawsze przesiadujemy w garażu, ze względu na upał – na parterze jest chłodniej, a po zamknięciu większości drzwi i okien temperatura jest nawet do wytrzymania. Poza tym to nie jest zwykły garaż – jest w nim najprawdziwsza kuchnia z wielkim piekarnikiem, stół, który pomieści ponad 20 osób (pod którym skrzętnie schowane są zimowe opony), za kotarą znajduje się letnia sypialnia, łazienka z prysznicem, cześć salonowa (tzn kanapa i fotele ze starego kina). Kto nie chciałby takiego garażu?
Kiedy myślałam, że w Corleone widziałam już wszystko…
W bibliotece miejskiej funkcjonuje muzeum mafii! A dokładnie muzeum antymafijne, które okazało się być jednym z najlepszych muzeów, jakie widziałam w życiu! Małe, ale bardzo ciekawe – znajdują się tam oryginalne akta spraw sądowych dotyczące mafii, niesamowite zdjęcia Letizzi Battaglii, a przewodnik (bo odbywają się tam tylko wizyty z przewodnikiem) opowiada ciekawie i rzeczywiście widać, że zależy im na tym, aby, szczególnie wśród lokalnych dzieciaków, szerzyć prawdziwy obraz mafii. W Corleone to nadal drażliwy temat. Starsi ludzie nie chcą mówić, nie rozumieją, dlaczego przyjeżdżają tu turyści, zamykają drzwi i okna przed nosem.
Corleone leży między górami nie bez powodu – od czasów antycznych położenie takie gwarantowało kontrolowanie najeźdźców. A kontrolować łatwo było z góry, stąd 9-wieczna wieża arabska górująca nad miastem, z której do dziś zostały całkiem niezłe ruiny. I to właśnie tam udało nam się tym razem wspiąć, żeby zobaczyć miasto z jeszcze innej niż dotychczas perspektywy.
Z ciekawości przeczytałam kilka blogowych relacji dotyczących miasta i w większości powiela się ten sam schemat – jest tam raczej nudno, miasto jest więcej niż brudne i zaniedbane, a mieszkańcy niemili i lepiej pojechać gdzieś indziej. Mnie trudno się z tym zgodzić, bo czas mam zagospodarowany aż nadto, ale jestem w stanie też zrozumieć zwykłego turystę, bo rzeczywiście można się zdziwić. Punkt widzenia zależy od punktu siedzenia, jak mówią, a jeśli wybieracie się w najbliższej przyszłości do Corleone, to pozdrówcie dziadka Giuseppe, który wraz z kolegami w coppolach przesiaduje na ławeczkach przed barami, w jedynym miejskim parku i pali fajkę za fajką. Ma 92 lata, wolno mu.