Otóż nie wszystko jest tym, czym myślimy, że jest. W Bolonii sos bolognese (ragu) zjesz z każdym rodzajem makaronu, tylko nie ze spaghetti.
Boże, jak dobrze było móc usiąść, jak mam w zwyczaju, na ulicy, zjeść i porozglądać się dookoła! Po dwóch dniach we Florencji miałam powoli dość tej sztywności, a wystarczyło wyjechać tak blisko, a zmieniło się tak wiele (z pogodą również). Trafiłam z resztą tego dnia zdecydowanego jackpota w kilku konkurencjach – plecak zostawiony w wypożyczalni rowerów (odkryłam przy tym stronę bagnbn) odebrałam pijąc z właścicielami wino, udało mi się zaliczyć aż dwa dobre punkty widokowe w centrum miasta za niewielkie pieniądze (kolejki i deszcz we Florencji pokrzyżowały mi te plany), a na dodatek w mieście trwał uliczny festiwal, przez co potykałam się więc o grajków, tancerzy, malarzy czy nawet prawdziwych kucharzy gotujących prawdziwe bolognese.
Z cyklu z góry, ale bez drona
Mój ulubiony sposób patrzenia na miasto to zdecydowanie ten z wysokości. W Bolonii odkryłam dwa dobre punkty widokowe, jeden, z którego mamy widok na popularne dwie wieże, a drugi, z jednej z wież.
Na taras widokowy bazyliki San Petronio wjeżdża się windą. Koszt atrakcji to 3 euro. Na górze nie ma limitu czasowego, ani tłumów, a sam taras nie jest położony bardzo wysoko, dzięki czemu mamy dobry widok na to, co na horyzoncie, dachy, uliczki i ukryte podwórka. Wiatr chula między szczeblami i lepiej trzymajcie telefony mocno w rękach. Ach, tym samym rusztowaniem schodzi się w dół. Winda na dół pasażerów nie zabiera. Sam kościół z resztą to bardzo ciekawa rzecz – bo w połowie wygląda jak najbogatsza świątynia, a w połowie jak stodoła. Otóż Watykan, kiedy dowiedział się, że kościół ma być największy we Włoszech, przestał wysłać środki na dokończenie budowy. Kościół więc został w takim połowicznym stanie i co by nie mówić, jest wyjątkowy.
Na golden hour wybrałam więc najwyższy z możliwych punktów widokowych – wieżę Asinelli. 498 schodów brzmi niezbyt przerażająco, prawda? Ale wieża o tej wysokości postawiona w zaledwie 10 lat 900 lat temu? To już robi wrażenie. Nie chcę sobie wyobrażać w jaki sposób była budowana (to na pewno marsjanie), ilu pochłonęła chłopów i jaka jest jej historia (a ta zaczyna się słowami: Ancora non si può dire con certezza quando e da chi fu costruita la torre degli Asinelli, co znaczy: w sumie to nie do końca wiadomo kto i po co ją wybudował). Wieża stoi, ma się dobrze i za 5 euro i o własnych nogach, możemy być na górze. Średnio dojście zajmuje od 10 do 15 min, na górze jest dosyć ciasno, ale każdy cierpliwie czeka na swoją kolej do okienka i selfie. Rządni wrażeń i tutaj nie będą zawiedzeni – fakt, że wieża jest krzywa dobrze da się odczuć, a poza tym rzucany przez nią cień na miasto to widok nie do zapomnienia.
Nie byłabym sobą (gdybym była inna), gdybym nie biegała jak opętana za pięknymi, stylowymi ludźmi, którzy w mocnej większości zawsze byli ludźmi… starszymi. I liczę jedynie na to, że będąc w ich wieku (60 +) sama będę taka piękną babcią, bo ta magiczna moc i wiedza spłynie na mnie wraz z siwymi włosami. Czy to również jest w stanie ktoś potwierdzić? Google analitics pokazuje mi, że czyta mnie też ktoś w tym pięknym wieku (i znam nawet jedną wierną czytelniczkę z Opola, którą serdecznie pozdrawiam – Pani też by się nie raz załapała na moje foteczki!), ale kurczę coś w tym jest – nie bez przyczyny każda babcia powtarza, że wie, bo swoje przeżyła. Zakryj nerki, nie siedź na kamieniu czy wyprasuj koszulę – to zawsze ma sans, wiem to, ale nigdy tego nie robię, czym potwierdzam tylko oczywiste cliche, że młodość jest głupiutka i musi nauczyć się na błędach. I stąd właśnie zakładam, że na starość będę piękna, jak panie i panowie, że którymi latam z aparatem.