Autostop z wyboru, czy autostop z konieczności? Couchsurfing z oszczędności, czy ja jednak naprawdę dalej lubię ludzi? W przypadku krajów takich jak Szwajcaria jest to chyba oczywiste. Szwajcaria mogłaby spokojnie być Japonią Europy: jest drogo, ludzie są poukładani i zamknięci, przestrzegają prawa i nikt nie rzuca petów na chodnik.
Zaraz, zaraz… Czy my aby na pewno byliśmy w tej samej Szwajcarii??
Ostatecznie mam zamiar obalić wiele stereotypów na ten temat, chociaż spędziłam tam zaledwie 6 dni. Poza oczywiście jednym- jest tam drogo.
Na pierwszy odcinek wybrałam Berno – chyba niedocenione, a jest całkiem cool!
Dojazd z Bazylei do Berna zajął nam około 2h godzin. Na pierwszy ogień wyskoczył Szwajcar z krwi i kości, który pytał, czy mamy broń, czy mamy zamiar go okraść i przypominał, że nie spuszcza nas z oka z lusterka. Berno powitało nas złotą godziną – a dopiero mieliśmy się przekonać jak wyjątkowe są tam także wschody słońca…
W drodze nie potrzebuje wiele i jestem w stanie zrezygnować z wielu wygód. Dlatego często stołuję się w supermarkecie – łapię miks sałaty, hummus, z lokalnej piekarni pieczywo, a potem znajduję jakieś wspaniałe miejsce na ucztę. Jak jeść na ulicy, to na bogatości! Tym razem pod największą katerdą w Bernie i samej Szwajcarii. Poza starszymi paniami w zasięgu wzroku nie było nikogo. Do czasu…
Niechcący załapaliśmy się na historyczną inscenizację. Nie jestem pewna czego dotyczyła, ale kat wyglądał przekonująco.
Kolejny dzień rozpoczął się dla nas przed świtem. I to był naprawdę dobry pomysł, aby zwlec się z łóżka przed 6, a chwilę po być już w mieście. Berno jako stolica wydaje się być bardzo spokojne, aż zbyt spokojne. Zero korków, pośpiechu, tłumów. Do 9.00 zaliczyliśmy już większość z topowych miejsc (stare miasto, dom Einsteina, Bundeshaus, dwa mosty, kilka fontann i pomników). Plany na wejście na wieżę katedry muszą poczekać do następnego razu, ponieważ ta otwiera się o 10.00, a my byliśmy już (przynajmniej w myślach) na wylotówce.
Nie wiem czy tylko dla mnie było zaskoczeniem, że:
- rzeki(w Bernie Aare) służą tu jako źródło rozrywki i transportu miejskiego (osobistego)- nie wierzyłam, że ten sztywny naród naprawdę po pracy pakuje swoje ubrania w wodoszczelny worek, po czym rzuca go i siebie na wodę i wraca do domu. Moja niewiara została opłacona karnym skokiem z huśtawki, który mógł zakończyć się źle- tak bardzo chciałam być marynarzem, że zapomniałam nauczyć się nurkować. Skoku nie pamiętam, pamiętam za to, że kilka dni przed czytałam o powtórnym utonięciu- nie googlujcie, jeśli nie potraficie skakać do wody!!
- nielegalnie, ale jednak bez krycia się po ciemnych uliczkach i zakamarkach można palić trawę- przynajmniej w tych barach, w których byliśmy w niedzielę wieczór, a było to w okolicach centrum.
- to samo z posiadaniem drzewka- przestałam liczyć ile roślin widziałam na parterach.
- w Muzeum Narodowym w Bernie znajduje się wypchany bernardyn (to narodowa rasa Szwajcarii).
- poza tym Szwajcaria dopiero w 1971 r (!) uznała prawa wyborcze dla kobiet- szok, co?
Nie jestem gołosłowna i jako specjalna wysłanniczka zrelacjonowałam rzeczne przygody Szwajcarów!
Już naprawdę dawno nie używaliśmy dobroci Couchsurfingu w drodze (poza tym, kiedy ktoś śpi u nas), a to błąd! Wróciłam z głowa pełną pomysłów, dobrej muzy, inspiracji wnętrz, na życie i kolejny raz przekonałam się, że chce nauczyć się niemieckiego. A nawiązuje do jeszcze większej abstrakcji, bowiem nie mam zdania na temat przypadków, acz skłaniam się raczej ku teorii, że te nie istnieją. A oto kolejny powód dlaczego.
Nie da się zaplanować podróży od A do Z jeśli korzystasz z autostopu. I dobrze dla Ciebie jeśli zrozumiesz to szybko, dzięki czemu unikniesz zawodu. Z drugiej strony nie wiesz także, czy ludzie, na których trafisz, nie zmienią twoich planów na lepsze. Ale czasem możesz być po prostu szczęściarzem i trafić na kogoś, z kim twoje plany się po prostu pokrywają. To się chyba nazywa przeznaczenie, prawda? Kiedy tylko dojechaliśmy do Berna zaskakująco łatwym autostopem (dosłownie nie zdążyłam wyjąć tabliczki z miastem, a już się ktoś zatrzymywał!), nasz host oznajmił, że również jedzie do Interlaken, miejsca, które sami mieliśmy w planach na to popołudnie!
(Choć nie wygląda, jest to 4-tysięcznik)
Krajobraz jest absolutnie zachwycający. Szwajcaria z kalendarza, z okładek czekoladek, brakowało mi tylko śpiewających świstaków, abym uwierzyła, że naprawdę jestem w bajce. Tymczasem okazuje się, że Interlaken znane jest wśród Szwajcarów jako Disneyland dla dorosłych z zupełnie innego powodu! Jest tu bowiem masa butików projektantów, outletow projektantów, zegarków, scyzoryków i atelier czekoladników. Tylko wszystko opatrzone jeszcze większą marzą. Dla statystycznego autostopowicza jest to dobra baza wypadowa na jeziora (Inter -pomiędzy, laken – jeziora) Thun i Brienz. Thun jest większe, czyściejsze, zimniejsze i to przez nie przepływa błękitna rzeka Aare, ta sama, która przepływa też przez Berno.
Czekałam tylko, aż ten chłopiec wyjmie z kieszeni Milkę i zacznie jodłować!
Rozpieszczeni widokami po takim starcie mieliśmy coraz większe oczekiwania do Szwajcarii. Czy się przeliczyliśmy? O tym w kolejnym odcinku!