W końcu- Ateny! Ten weekend MUSIAŁ być dobry i ciepły. I taki był. Bułgaria porządnie nas wymroziła, nie pamiętam, abym tak zmarzła w Polsce, ale wiadomo, będąc u siebie raczej nie spędzam poza domem więcej niż potrzeba na dojście do metra czy wyjście z psem. Potwierdzam, nie było łatwo, ale skoro cały czas zgrywałam bohaterkę i udawałam Greka (hehe) mówiąc, że było to moje marzenie, aby znaleźć się w Bułgarii zimą, muszę teraz brnąć w to do końca. Przynajmniej przywiozłam dobre zdjęcia i kilo chałwy (0:29 to ja). Zastanawiam się tylko kiedy wymięknie Sergio i przestanie tak entuzjastycznie zgadzać się na wszystkie moje zachcianki. A może on tak naprawdę ma w duszy Indianę Jonesa i w sumie to lubi? Jakby co, to zmienię profesję na solo female travel i jakoś dam radę.
W tym miejscu chciałbym podzielić się z wami wskazówką na darmowe miejsca w pierwszym rzędzie na pokładzie Ryanaira! Wystarczy zrobić odprawę w dosłownie 5 minut przed bezpłatnym jej zakończeniem, tak jak my. Jeśli lecicie do Grecji jest duża szansa, że spłukani Grecy nie wykupią tej opcji, więc siedzenia dostaną się wam. To był w ogóle świetny lot, bo trwał niecałą godzinę, załapaliśmy się na wschód Słońca przy lądowaniu i właśnie, po tygodniu zimy fajnie było nie widzieć śniegu. Ateny zdecydowanie polecają się w styczniu.
Nie wiem, szczerze mówiąc, czy wybralibyśmy się tam gdyby nie fakt, że mieszka tam moja Anka (właśnie ta od autustopa do Grecji). Widzicie już, że wszystko zaczyna się składać w jedną całość. Opłaciło się wyprzedawać pół szafy i ryzykować życie w tureckich ciężarówkach. A mówię to poniekąd po to, aby umyć ręce od średniego przygotowania co i gdzie zobaczyć w Atenach. Nasz stały punkt w programie to przesiadywanie na Akropolu i jedzenie leżenie na kamieniach, chociaż przyznaję, że tym razem pokusiliśmy się także o bilety na Akropol, całe 10 Euro, które kiedyś było być albo nie być. Dosłownie.
(Miewam brudny obiektyw, ale to zdjęcie, wbrew pozorom, zrobione było z pociągu).
Centrum Aten jest w sumie brzydkie, ale czy centra miast właśnie takie nie są? Zatłoczone, obrzygane brzydkimi i krzyczącymi szyldami sklepów. Nie trzeba szukać daleko, większość polskich miast wygląda właśnie tak samo. Powiem pewnie coś szokującego, ale dla mnie Ateny są ładniejsze od Rzymu. Może to zasługa białych ścian i jednak mniejszej ilości śmieci, ale właśnie tak myślę. A mieszkałam w Rzymie, więc wiem co mówię. No ale kwestia ładne, brzydkie to przecież względność, ja tam np. uwielbiam Fiata Multiple.
Pamiętałam, z pierwszego pobytu w mieście ogromną ilość bezdomnych psów (w Bułgarii jest z resztą podobnie) i tym razem trochę obawiałam się, że będę ryczeć mijając każdego albo przynajmniej będę chciała wziąć go do domu. Maria Czubaszek mówiła, że nic nie wywołuje w niej takich uczuć jak pies i tu się bardzo z panią zgadzam. Anka jednak mówi, że one mają całkiem fajne życie, ludzie je dokarmiają i głaszczą. Ale gdybym tylko rzygała kasą jak Angelina Jolie, przygarnęłabym je wszystkie!
Łażenie po mieście bez celu zajęło nam większość dnia, po drodze były też falafele i przysięgam, że w ciągu zaledwie 15 minut zostałam poproszona o kasę jakieś 70 razy! Bardzo chętnie sama przyjęłabym każdą ilość gotówki czy jedzenia, a mój ten-sam-ubiór-od-6-dni* zdecydowanie nie przejawiał jakichkolwiek przesłanek o tym, że mogłabym mieć na koncie więcej niż 50 zł. Przenieśliśmy się w cichsze i dużo fajniejsze miejsce, do dzielnicy Kalithea. To właśnie tam znajduje się nowoczesny budynek The Stavros Niarchos Cultural Centre, który mieści w sobie nowy gmach opery i biblioteki. No, Grecy to jednak potrafią stawiać robiące wrażenie budowle, chociaż oczywiście nie ma szans, aby ta, szklana, przetrwała dwa tysiące lat. Dobrze, że mamy rozwiniętą dziedzinę fotografii to w przyszłych podręcznikach historycznych można będzie się uczyć o stylu z lat 2000.
*Dzięki Anka za czyste spodnie.
(Opera wpłynęła jak widzicie na Sergio- wtf??!)
Nie zrobiliśmy już nic więcej poza siedzeniem i gapieniem się w niebo i morze oraz śmianiem się z pana, który wyprowadzał na spacer swoją złotą rybkę (przyjrzyjcie się, w ręce trzyma sznurek, a na jego końcu była rybka, WIDZIAŁAM!)
Przed wami, jak na razie, mój pierwszy porządny zachód słońca w 2017 (czujecie te emocje?):
Pomarańczowy- pomarańczowszy-najpomarańczowszy!
W następnej części będą już Ateny z prawdziwego zdarzenia, z marmurami i Azjatyckimi turystami.