W końcu- Ateny! Ten weekend MUSIAŁ być dobry i ciepły. I taki był. Bułgaria porządnie nas wymroziła, liczyłam zatem na odrobinę południowego słońca. Potwierdzam, nie było łatwo, ale skoro cały czas zgrywałam bohaterkę i udawałam Greka (hehe) mówiąc, że było to moje marzenie, aby znaleźć się w Bułgarii zimą, muszę teraz brnąć w to do końca.
Centrum Aten jest w sumie brzydkie, ale czy centra miast właśnie takie nie są? Zatłoczone, pełne brzydkich i krzyczących szyldami sklepów. Nie trzeba szukać daleko, większość polskich miast wygląda właśnie tak samo.
Łażenie po mieście bez celu zajęło nam większość dnia, po drodze były też falafele. Przenieśliśmy się w cichsze i dużo fajniejsze miejsce, do dzielnicy Kalithea. To właśnie tam znajduje się nowoczesny budynek The Stavros Niarchos Cultural Centre, który mieści w sobie nowy gmach opery i biblioteki. No, Grecy to jednak potrafią stawiać robiące wrażenie budowle, chociaż oczywiście nie ma szans, aby ta, szklana, przetrwała dwa tysiące lat.
Nie zrobiliśmy już nic więcej poza siedzeniem i gapieniem się w niebo i morze oraz śmianiem się z pana, który wyprowadzał na spacer swoją złotą rybkę.
W następnej części będą już Ateny z prawdziwego zdarzenia, z marmurami i Azjatyckimi turystami.